Pole dance. Pewnie większość z Was słysząc słowa “pole dance” ma skojarzenie: taniec, klub, rura, erotyka, striptiz… Trudno się z tym nie zgodzić, no bo końcu te skojarzenia nie wzięły się znikąd. Przyznam, że jeszcze rok temu miałam podobne i ten rodzaj aktywności nieszczególnie mnie przekonywał. A dzisiaj? Jak to się stało, że już pół roku trenuję ten rodzaj tańca? Dzisiaj opowiem Wam moją historię i jak to się stało, że jednak ostatecznie przekonałam się do czegoś, co wydawało mi się, kompletnie do mnie nie pasuje.
Zacznijmy od początku…
Historia pole dance nie jest taka nowa jak mogłoby się nam wydawać. Gdybyśmy się cofnęli o jakieś 800 lat okazałoby się, że pole dance ma indyjskie korzenie i ewoluował ze sportu zwanego mallakhamb, który bazuje na ćwiczeniach wytrzymałościowych na drewnianym słupie. Oprócz tego dołożone są elementy jogi w powietrzu. Jedno z ćwiczeń mallakhamb polega na wejściu na samą górę (na koniec słupa) w jak najszybszym czasie. Takie to początki miał pole dance, a jak jest z nim dzisiaj?
Nigdy nie mów “nigdy”.
Pamiętam jak jeszcze dwa lata temu miałam wątpliwość czy siłownia to miejsce dla mnie. Moje skojarzenia z tamtego czasu? Wszyscy fit, wszyscy napakowani, wszyscy pewni siebie… a ja nie wiem do czego służy hantel… już nie mówiąc o tym, żeby użyć jakiejś maszyny (jeszcze bym zepsuła…). No cóż. Moje wyobrażenia na ten temat zostały obalone wraz z drugim, trzecim i kolejnym treningiem. A dlaczego nie pierwszym? Bo mój pierwszy raz na siłce był dosyć krótki i prawie nikogo nie było. Przekonałam się do siłki, polubiłam i nie mam problemu, żeby na nią iść. A jak było z pole dance? Dosyć podobnie. Przecież też najpierw miałam w głowie stereotypy (takie jak większość ludzi), które skutecznie mnie blokowały.
Zmieniło się to w momencie, gdy poznałam dziewczynę, która kiedyś trenowała pole dance i uświadomiła mi, że to jest naprawdę ciężkie zajęcie. Oczywiście myśl, żeby zacząć nie pojawiła się od razu. Musiał minąć kolejny rok. Kiedy siłka zaczęła mnie już trochę nudzić uznałam, że najwyższy czas sprawdzić jak to z tym pole dance jest. Na zdjęciach, które namiętnie przeglądałam w internecie wyglądało to na naprawdę proste i efektowne… Rzeczywistość pokazała, że to nic bardziej mylnego 😀
Taniec erotyczny czy trening siłowy?
Pierwsze skojarzenia ze słowem pole dance – no są jakie są. Kluby ze striptizem upodobały sobie ten rodzaj tańca na scenie, ponieważ jest zmysłowy i zdecydowanie przyciąga uwagę. Kobieta tańcząca przy rurce powinna być przede wszystkim pewna siebie. A w praktyce i z mojego punktu widzenia? Pole dance to przede wszystkim świetny trening siłowy. Jeśli ktoś nie jest przekonany do regularnego chodzenia na siłkę, może powinien spróbować właśnie tego rodzaju sportu. A dlaczego mówię o nim “sport”? A no dlatego, że w 2017 roku został oficjalnie uznany jako dyscyplina sportowa. Tak więc, jeśli ktoś czuje się na siłach, proszę bardzo – może startować w mistrzostwach.
Oczywiście oprócz tego, że to trening siłowy z wykorzystaniem własnego ciała, mamy jeszcze rozciąganie. Przyznajmy wprost, wiele osób zaniedbuje tą część treningu, a później ma problemy z postawą ciała. Jeśli ktoś nie jest rozciągnięty to figury na rurce już nie wyglądają tak super, a więc stanowi to dodatkową motywację. Jeszcze niedawno byłam drewniakiem 😀 (czyt. zero rozciągnięcia), a dzisiaj jest mi dużo bliżej do szpagatu, niż kiedykolwiek wcześniej. Sprawność ruchowa polepszyła się i czuję z treningu na trening, że mogę po prostu więcej. A jaka satysfakcja z tego, że to co wcześniej wychodziło pokracznie lub w ogóle nie było możliwe, staje się rzeczywistością!
A czy są jakieś minusy?
Kiedy wybierałam się pierwszy raz na pole dance nie sądziłam, że będzie aż tak trudno. No bo co może być trudnego: jest rurka, czasem się obraca, czasem nie, zależy czy się ją odkręci. Jesteś Ty, musisz ją dobrze złapać i samo jakoś wyjdzie (tak wiem, spłyciłam tutaj temat 😛 ). A tak niestety nie jest. Szczegóły robią swoje i wystarczy zły chwyt, a figura już nie wygląda tak jak powinna, a układ ciała nie pozwala na prawidłowe jej wykonanie. Wystarczy, że jesteś źle skierowany do rury i to już nie ta figura. Zawsze szczegóły, no ale każdy sport składa się z takich drobnostek. Absolutnie nie są to minusy – kwestia dokładności. Ale rozdział miał być o minusach…
No więc, jak już wdrapiemy się na tą rurkę (a początki są ciężkie!) i próbujemy się na niej utrzymać, nasza skóra cierpi. Fizyka i grawitacja są nieubłagane i żeby się rzeczywiście utrzymać trzeba jednak włożyć sporo siły. Najlepsza przyczepność jest na ciele (im więcej przylegających i skąpych ubrań tym lepiej), a więc tarcie spowodowane kontaktem z rurką, może być dosyć bolesne. Jest to do przeżycia, ale trzeba się z tym liczyć. Zazwyczaj następnego dnia po intensywnym treningu zostają nam pamiątki w postaci siniaków. Akurat mnie nie bolą, ale nie wyglądają najlepiej. Nikt mi wcześniej o tym nie wspominał (a może to i lepiej 😀 ?).
Warto?
Wiadomo, że jeśli chcemy być w czymś dobrzy to trzeba być konsekwentnym i znaleźć w sobie wystarczającą motywację do działania. Inaczej efektów nie będzie. Kiedyś miałam błędne myślenie o tym tańcu. U mnie póki co, to ćwiczenie figur i z tym przysłowiowym tańcem i kombinacjami pewnie jeszcze trochę sobie poczekam 😉 W każdym razie polecam wszystkim, którzy chcą się zmierzyć i sprawdzić, czy to rzeczywiście takie proste na jakie wygląda. Osobiście lubię tą aktywność fizyczną, gdyż satysfakcja pojawiająca się przy kolejnych figurach jest ogromna. Kiedy nagle się okazuje, że to co było niemożliwe, staje się rzeczywistością. Minusy są jak w każdym sporcie. Dodam jeszcze, że nie trenują tylko dziewczyny – panowie również pojawiają się na tego typu zajęciach, tak więc jakby któryś z panów chciał, a miał wątpliwość czy mu wypada iść na te zajęcia czy jednak nie, nie powinien czuć się osamotniony 😀
Postanowiłam umieścić jeszcze kilka zdjęć, na których są widoczne efekty moich treningów. Startowałam zupełnie od zera, a więc przedstawione tutaj figury naprawdę bardzo mnie cieszą i motywują do dalszej pracy 🙂
Więcej lifestyle’owych tematów znajdziecie TUTAJ.