Firma Anastasia Beverly Hills dla każdej dziewczyny orientującej się w trendach makijażowych jest dosyć znana. Przede wszystkim ze swoich cieni, które robią furorę na Instagramie i Youtube. Przyznam, że długo zwlekałam z kupieniem tego produktu tej konkretnej firmy po pierwsze dlatego, że już miałam paletkę nude ze Sleek Makeup, kupioną dawno temu i właściwie używaną codziennie Jeśli chodzi o produkty makijażowe to raczej jestem minimalistką i nie lubię zbędnych rzeczy. No i mam jeszcze paletę cieni Tarte (TUTAJ recenzja). Po drugie rozważałam, czy może jednak nie wybrać palety Huda Beauty, która również zdobywa wysokie oceny klientek i można powiedzieć, że obydwie firmy konkurują ze sobą.
Niestety jakiś czas temu moja paletka nude ze Sleek’a rozbiła się w drobny pył (dosłownie). Po tej sytuacji stwierdziłam, że czas zainwestować w coś lepszego. Wybór padł na Anastasia Beverly Hills Soft Glam między innymi dlatego, że prawie codziennie używałam czarnego cienia, a akurat w tej palecie występował. Kolorystyka również bardziej mi odpowiadała, niż w przypadku paletek cieni Huda, które są przepiękne, ale raczej na większe wyjścia. Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się, czy paleta cieni nude Anastasia Beverly Hills Soft Glam jest warta swojej ceny, to dzisiaj w tym artykule znajdziecie odpowiedź.
Recenzja palety cieni Anastasia Beverly Hills Soft Glam Eye Shadow Palette
Paletkę Soft Glam zakupiłam w perfumerii Sephora. Jest to jedno z nielicznych miejsc w Polsce, gdzie można ją dostać. Cena to około 220 zł i ja kupowałam ją w takiej lub trochę wyższej. Po rozpakowaniu z folii moim oczom ukazało się tekturowe opakowanie wraz z napisem firmy oraz nazwą paletki cieni. Następnie wyjęłam swoją paletkę i okazało się, że na zewnątrz jest obita materiałem, który przypomina sztuczny zamsz. I chociaż jest on na tę chwilę przepiękny to podejrzewam, że z biegiem czasu ten rodzaj materiału może wyglądać mniej estetycznie, niż na początku (może się szybko zetrzeć lub łatwo zabrudzić). Stąd zdecydowałam, że jednak nie będę wyrzucać swojego oryginalnego, tekturowego opakowania.
W środku paletki znajduje się 14 cieni, spośród których możemy wyróżnić matowe, opalizujące oraz metaliczne. Niewątpliwym atutem jest także lusterko, które jest przydatnym akcesorium, gdy np. jesteśmy w podróży lub poza domem. Warto także dodać, że w paletce znajduje się nieduży pędzelek 2w1 zakończony dwoma różnymi główkami (najprawdopodobniej sztuczne włosie), jedna strona nadaje się do blendowania, druga do nakładania cieni. Póki co jeszcze go nie używałam, ponieważ najczęściej korzystam z innych pędzli do makijażu. Poza tym pędzelek załączony do palety jest dosyć mały, a więc na co dzień może być niezbyt wygodny w użytkowaniu.
Paleta jest w moim odczuciu neutralna co oznacza, że cienie powinny pasować zarówno osobie z chłodniejszą, jak i cieplejszą karnacją. To co zdecydowanie mogę powiedzieć o kolorach to to, że robią wrażenie i są naprawdę piękne. Również po wypróbowaniu ich stwierdzam, że jest to jedna z najlepszych palet jakie kiedykolwiek miałam. Cienie są fantastycznie napigmentowane i całkiem nieźle trzymają się na powiece. Ich konsystencja jest kremowa i bardzo przyjemna w dotyku. Cienie dobrze się blendują. Brokatowe cienie (metaliczne) delikatnie się osypują, ale po nałożeniu bazy na powiekę ten efekt jest zdecydowanie mniejszy. Cienie są trwałe i w ciągu dnia nie wymagają poprawiania na powiece.
Przegląd cieni.
Poniżej znajduje się zdjęcie przedstawiające wszystkie 14 cieni oraz krótki opis dotyczący każdego z nich z osobna, wraz z moją subiektywną oceną. Na samym końcu tego akapitu znajdziecie także fotografię prezentującą, jak cienie wyglądają na skórze.
- TEMPERA – matowy cień idealnie sprawdzający się jako baza pod makijaż.
- GLISTENING – lekko opalizujący, beżowy cień ze złotymi drobinkami brokatu, który ładnie powiększa oko, szczególnie jeśli damy go w wewnętrznym kąciku.
- ORANGE SODA – ciepły, matowy cień do powiek, który zazwyczaj nakładam w załamaniu oka, jako pierwsza warstwa. Czasami używam jako bazę.
- ROSE PINK – mocniej opalizujący, kremowy cień; jeden z moich ulubieńców, który jest bardzo dobrze napigmentowany i tworzy bardzo ładny efekt na oku.
- SULTRY – metaliczny, różowy, kremowy cień; w moim odczuciu świetnie nadaje się na środek oka sprawiając, że oko wydaje się większe. Warto jednak nie przesadzać z jego ilością, ponieważ w nadmiarze może się osypywać.
- BRONZE – metaliczny, cień, również kremowy o pięknym złotym kolorze. Zachowuje się podobnie jak Sultry i również pięknie wygląda na środku oka.
- MULBERRY – intensywny, ciepły, matowy cień, o kolorze palonej cegły; bardzo dobrze napigmentowany.
- DUSTY ROSE – delikatny matowy cień, raczej w chłodniejszym odcieniu; na codzienne wyjścia.
- FAIRY – opalizujący, złoty cień, który w moim odczuciu lepiej wygląda na oku, niż na palecie; mocno rozświetlający.
- BURNT ORANGE – matowy, kremowy cień; intensywniejsza wersja Orange Soda.
- SIENNA – matowy cień, który ma bardzo ciekawy kolor i jeśli chcemy zrobić ciepły makijaż oka – warto go wykorzystać.
- RUSTIC – matowy cień, raczej na codzienny makijaż do szkoły i pracy. Idealny do blendowania w załamaniu oka.
- CYPRUS UMBER – matowy, brązowy; świetnie uzupełnia Rustic w załamaniu oka.
- NOIR – intensywnie czarny, świetnie napigmentowany, matowy cień, idealny do kresek na powiece; trzyma się cały dzień i nawet na koniec dnia ciężko go zmyć 😉
Zalety:
- fantastycznie napigmentowane, cienie na codzienne, jak i wieczorowe wyjścia
- piękne odcienie dobrze komponujące się na powiece
- różnorodność cieni, jeśli chodzi o rodzaj: matowe, opalizujące, metaliczne
- łatwość w pracy z nimi (nakładanie, blendowanie)
- trwałość
- lusterko w zestawie
- pędzelek 2w1: do nakładania cieni i blendowania
Wady:
- metaliczne cienie mogłyby się ciut mniej osypywać (Sultry, Bronze)
- opakowanie może się szybko zniszczyć, ze względu na materiał
Podsumowując:
Podsumowując całość polecam wszystkim niezdecydowanym paletkę cieni Anastasia Beverly Hills Soft Glam ze względu na naprawdę piękne nasycenie kolorów, wspaniałą pigmentację oraz łatwość w użytkowaniu na co dzień. Jest kilka minusów, które wymieniłam, natomiast przyjemność w użytkowaniu tych cieni wynagradza nam to wszystko. Myślę, że cena 220 zł za taką jakość jest jak najbardziej uzasadniona i gdybym miała ją jeszcze raz kupić, zrobiłabym to ponownie.
Więcej artykułów z kategorii URODA znajdziecie w linku.