Toksyczny związek dawniej i dzisiaj. Czy są jakieś różnice?
Psychologia

Toksyczny związek dawniej i dzisiaj. Czy są jakieś różnice?

Zastanawialiście się kiedyś nad tym, dlaczego jedne pary potrafią przetrwać 50 lat ze sobą, a inne relacje trwają 5 miesięcy i koniec? W dodatku Ci drudzy rozstają się z wielkim hukiem, żalem, a jeszcze na sam koniec obrzucają się błotem. Jaka relacja to związek bez przyszłości? Czyli toksyczny związek dawniej i dzisiaj.

Na pierwsze pytanie zadane w rozpoczynającym ten tekst akapicie większość z Was pewnie odpowiedziałaby, że pary trwają ze sobą 40 lub 50 lat, bo to takie pokolenie, że zamiast wyrzucać rozstawać się, naprawiały. Coś w tym może i jest. Dołóżmy jeszcze do tego aspekt religijny i mamy gotowy przepis na trwanie w relacji, która nawet jeśli była beznadziejna, niesatysfakcjonująca i nie dodawała ludziom skrzydeł, to nie miała prawa się skończyć. Dodatkowo poczucie wstydu towarzyszące rozwodowi w dawnych latach było zbyt duże i odciskało piętno na każdym członku rodziny. Nawet tym, którego widziało się raz w życiu i nigdy więcej. A już w ogóle, gdy były dzieci… wtedy odejście było zupełnie niemożliwe. Ostatecznie ludzie przywykli do swych ról, czyli często oprawcy i ofiary. Tak już zostało na wieki wieków… Tylko czy dzisiaj też jesteśmy skazani na takie związki? Kiedy wiemy, że to związek bez przyszłości?

 

Toksyczny związek dawniej i dzisiaj.


To bardzo ciekawe zjawisko, że zamiast uczyć się na błędach, wciąż je popełniamy. Zamiast wyciągać wnioski na podstawie tego, co zdarzało się lata temu i ma często jeszcze miejsce w naszych rodzinach, cały czas tkwimy w prawie tym samym punkcie (prawie bo czas jednak upływa). Wystarczy spojrzeć na niektóre relacje starszych pokoleń. Czasami próżno szukać tam wzajemnego szacunku, dobrego słowa i wsparcia. Częściej za to słuchamy co się komu nie podoba, w dodatku tonem mało życzliwym, pełnym niezrozumiałej dla mnie pogardy. Daleko nie trzeba szukać. Z tego względu, że często podróżuję komunikacją miejską zdarza się, że jestem świadkiem różnych sytuacji.

Przykłady z życia wzięte – pierwszy.

Pierwszy przykład dotyczy młodej pary. Na moje oko mieli gdzieś około 30 lat. Jadą w tramwaju. Facet siedzi za kobietą, a ona jest odwrócona do niego. Widać, że coś się między nimi stało. Kobieta wygląda na roztrzęsioną i wygląda jakby wcześniej płakała, ponieważ ma podkrążone oczy, a makijaż jest rozmazany. Moją uwagę przykuwają jeszcze dwa siniaki na ręce i jeden w okolicy policzka. Kilka osób obserwuje całą scenę. Kobieta pomimo swojego stanu próbuje miłym tonem odezwać się do swojego partnera i stara się uśmiechać. Mówi do niego. On całkowicie ją ignoruje. Nic. Kompletnie nic. Zero reakcji. Kobieta zabiega o jego uwagę i nie przestaje się odzywać. Nagle on agresywnie i głośniej odzywa się tekstem “żeby się zamknęła”. Ona przestaje mówić bo te słowa bardzo na nią działają, ale wciąż na niego patrzy. Widać, że z jakiegoś powodu bardzo jej na nim zależy. Przez resztę drogi tylko się na niego spogląda. On konsekwentnie patrzy w okno i wciąż nie reaguje. Trzy przystanki dalej wysiadają. On wstaje pierwszy i wysiada, ona potulnie wlecze się za nim. Bez słowa.

Przykłady z życia wzięte – drugi.

Drugi przykład dotyczy starszej pary. Dałabym im około 70 lat. Kobieta usiadła obok mnie w autobusie. Naprzeciw niej usiadł jej mąż (mieli obrączki, więc zakładam że małżeństwo). Kobieta nic się nie odzywała, ale wyglądała na bardzo pogodną osobę. Facet siedzący na przeciwko nas miał mocno zaciśnięte usta, zmarszczone brwi i miałam wrażenie, że jedno nieuważne słowo mogłoby go wytrącić z równowagi. Wracali z zakupów, ponieważ mieli dwie siatki. Jedną trzymała kobieta, drugą on między nogami. W pewnym momencie kobieta uznała, że siatka nie powinna leżeć na ziemi i chciała ją wziąć od niego. Schyliła się po nią i wyciągnęła rękę. Na to on zareagował tak, że uderzył jej dłoń. Nie było to mocne uderzenie, raczej lekkie (takie pacnięcie), ale bardzo niepokojące. Ona zapytała o co mu chodzi, na to on burknął, że “ma tego nie ruszać i koniec dyskusji”. Kobieta więcej się nie odezwała. Wyszli na tym samym przystanku co ja i obserwowałam ich jeszcze chwile. Facet wziął tą swoją siatkę, a kobietę zostawił daleko w tyle. Szła sama kawałek drogi za nim. Pod górkę. Ze swoją siatką.

Wszyscy czekają na cud. Szkoda, że on nie nadchodzi…
Oprawca i ofiara.

Przytoczyłam tutaj przykłady, które kojarzą mi się z modelem oprawcy i ofiary. W pierwszym przypadku kobieta jest młoda, ale tak zapatrzona w swojego mężczyznę, że pomimo iż najprawdopodobniej on jest przyczynkiem do tych siniaków na ciele, nie potrafi odejść. Po prostu toksyczna relacja. Drugi związek z całkiem sporym stażem i bagażem doświadczeń może nie przypomina bezpośrednio modelu oprawcy i ofiary, ale na pewno też nie jest to relacja budująca. Podejrzewam, że mężczyzna w tym związku zachowywał się jak pan i władca, i zawsze musiało być na JEGO. Zresztą kobieta też już więcej się nie odezwała. Pewnie uznała, że nie ma co bo tylko pogorszy sytuację. Mimo to wydawała się osobą bardzo pogodną.

Ktoś mógłby powiedzieć, że wyciągam pochopne wnioski i być może wcale te relacje nie były takie złe. Naprawdę? Ktoś mógłby mieć wątpliwość, że to nie są zdrowe relacje? Myślę, że nie trzeba być wielkim Sherlockiem, by zauważyć ich toksyczność. Pomimo, że to były różne pokolenia i każde z nich zostało wychowane w innych czasach, powtarzają podobne błędy. Zamiast uciekać z relacji, z której nic dobrego nie wyniknie, ludzie tkwią w niej czekając na CUD. Niestety z biegiem czasu stan się pogarsza, a książę z bajki okazuje się być oprawcą. Kobieta też może stosować przemoc, ale jest to zjawisko rzadsze.

Oczywiście są też związki, które nawet po latach odnoszą się do siebie z szacunkiem i są dla siebie zawsze uprzejme. Niestety na palcach rąk mogę takowe policzyć. Nie wiem, czy jest to kwestia jakiejś rutyny, że w pewnym momencie druga osoba drażni i zaczynamy widzieć tylko wady, a nie zalety, czy po prostu to kwestia różnicy charakterów. Z drugiej strony, nawet gdy ludzie się różnią szacunek powinien być zawsze.

Wymagania.

W dzisiejszych czasach jest tendencja do szybkich związków. Ludzie są ze sobą na próbę. Nie podobają im się dwie czy trzy cechy danej osoby – D O   W I D Z E N I A. Może jednak jakieś wnioski wyciągamy z błędów starszyzny i nie chcemy ich popełniać? Może po prostu jesteśmy bardziej wymagający? Wymagamy więcej od siebie, ale też od innych. A wymagania w związku są ważne. Oczywiście nie mogą być wzięte z kosmosu i ktoś nie może wymagać ode mnie bycia baletnicą, jeśli nie mam rytmu, słuchu muzycznego i nie ważę 30 kilo… (tak naprawdę rytm i słuch muzyczny mam… wagę przemilczę 😉 ). Chodzi mi tutaj bardziej o przyziemne rzeczy, ale też takie które sprawiają, że stajemy się lepsi. Związek powinien pchać nas w górę, a nie powodować depresję i smutek.

W tych czasach łatwiej jest odpuścić, niż zawalczyć o związek. Z drugiej strony być może osoby, które przeżyły tyle lat ze sobą, wcale szczęśliwe nie są i gdyby mogły podjąć wybór jeszcze raz, zdecydowałyby się na inną opcję. Kiedyś odejść było trudniej. Ponadto, jeśli nie widzimy przyszłości z daną osobą, albo zauważamy cechy, które mogą świadczyć chociażby o agresji, dlaczego mamy w tym tkwić? W imię czego?! Życie mamy jedno. Przeżyjmy je jak najlepiej z osobą, z którą chętnie będziemy dzielić swoje radości, troski i smutki.


Fot. Artur Kur


 

Może Ci się spodobać...

Popularne artykuły